czwartek, 12 stycznia 2017

Nie byłam przygotowana na krzyk

Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak pewnego razu jechaliśmy rodziną do Poznania. Ja, mój Niemąż i Kluska oraz moja siostra i jej dzieci. Sama podróż nie była spektakularna ani jakaś wyjątkowa poza jedną rzeczą. Płaczem młodszego mojej siostry. Biedak tak nienawidził jazdy w foteliku, że jeszcze nie usiadł dobrze, a już wył niczym syrena strażacka. Zastanawiałam się wtedy, jak to jest, że moja siostra po pierwsze nie straciła nad sobą panowania, po drugie powstrzymała się od wypięcia młodego z fotelika i przytulenia oraz generalnie nie zwariowała.

Grafika google

Kluska od urodzenia jest cichym dzieckiem. Mało co płacze, raczej zadowolona z życia, a nawet jak się zdarzy zapłakać to nie jest to płacz przeszywający ludzkie wnętrzności. Oczywiście mi, jako matce, serce się kraja zawsze, ale sąsiedzi nawet nie zauważyli, że bobas mieszka obok. Okej, może zauważyli, ale zawsze mówili, że taka grzeczna i w ogóle jej nie słychać. No i ja zawsze byłam z tego powodu szczęśliwa, że wszyscy zadowoleni. Tak, tak szczerze bo nawet jak znajomi przychodzili i siedzieliśmy w salonie to tylko my z Niemężem byliśmy w stanie usłyszeć, że dziecko się obudziło! Mimo jednych drzwi otwartych a drugich przymkniętych.

Wyobraźcie sobie więc teraz co ja przeżyłam, gdy którąś noc z rzędu, 10-cio miesięczna Kluska, wyje do księżyca jakby ktoś ją ze skóry obdzierał. Straszne przeżycie. Drze się jak opętana i nic nie jest w stanie jej uspokoić! Już w pewnym momencie nie mogłam wytrzymać nerwowo i to nie dlatego, że ona mnie zdenerwowała płaczem, ale dlatego, że nie wiem czemu tak płacze i jak jej mogę pomóc. Sprawcą całego zajścia jest katar w połączeniu ze smoczkiem. Nos zatkany więc trzeba oddychać buzią, a jak się buzię otwiera to dydek wypada więc w sumie też tak jest więc trzeba wyć do utraty tchu. Straszne przeżycie. Oczywiście już sobie postanowiłam, że tylko staniemy na nogi to wywalam każdy smoczek, który znajduje się w moim domu i w nosie mam, że "tak łatwiej" uśpić... No ale smoczek i jego brak to temat na osobny wpis.

Pijąc poranną kawę, która była już zimna, uświadomiłam sobie coś. Ja zazdroszczę mojej siostrze. Zazdroszczę jej tego, że ona jest psychicznie przyzwyczajona, o ile można to tak nazwać, do donośnego płaczu swojego dziecka. Benji od samego początku był krzykaczem i taka jego natura, a Kluska? Kluska wyje pierwszy raz głośniej, a ja panikuje i w głowie już widzę jak gnamy do szpitala bo coś ją boli. Oczywiście wcale tak nie jest, ale wyobraźnia działa.

A więc drodzy Rodzice, nie narzekajcie na to, że Wasze dzieci są piskliwe, hałaśliwe, głośne i krzykliwe. Cieszcie się z tego i celebrujcie to bowiem, gdy nadejdzie czarna godzina będziecie nastawieni na donośne wycie. Ja nie byłam. Ja wręcz myślałam, że zaraz mi tu opiekę społeczną naślą bo przecież "to takie ciche dziecko", a tu nagle bomba wybuchła.

Kluska nie choruje. No teraz mamy katar, ot wielka tragedia dla mojego małego noska, ale ogólnie jest cieszącym się dobrym zdrowiem małym odkrywcą. Jednak ten katar nauczył mnie w rodzicielstwie wielu rzeczy. Pierwsza, sen jest dla słabych. Okej, może i to wiedziałam, ale teraz zdecydowanie się w tym utwierdziłam. Druga, spanie w każdej siedzącej pozycji jest okej byleby było ciepło. Trzecia, płacz dziecka boli bardziej niż wbicie sobie noża w palec po kość(tak, ostatnio przypadkiem to zrobiłam...), bez względu na to czy jest ku niemu powód czy nie. I ostatnie, kobieta, która nie ma cierpliwości do ludzi, którą bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, staje się oazą spokoju jako matka. Matka ma w sobie tyle spokoju i opanowania, ile znajduje się  w wagonie tybetańskich mnichów oddających się medytacji w drodze do świątyni. Tyczy się to wyłącznie swojego dziecka.

1 komentarz:

  1. może dlatego że jest to jej drugie dziecko, ale również podziwiam Twoją siostrę, wychowanie to nie lada wyzwanie

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad :)