niedziela, 7 lutego 2016

Torba(??) do szpitala.

Torba do szpitala. Nie wiem kto wymyślił ten zwrot, ale moim zdaniem powinno się go przemianować na "walizę do szpitala", albo "zespół tobołów szpitalnych". Okej, ale do rzeczy.

Będąc, na oko, w 5 miesiącu ciąży postanowiłam sobie, że w listopadzie spakuję się do szpitala. Tak, mam termin na marzec i nie, nie zwariowałam. Przynajmniej nie do końca, ale pisałam o tych wariacjach wcześniej. W każdym razie w listopadzie, czyli minimum na trzy i pół miesiąca przed planowaną datą porodu miałam być "gotowa". Taaa, listopad przeminął, ba, nawet grudzień i styczeń się skończyły, a ja dalej nie byłam spakowana. Stało się tak głównie z dwóch powodów. Pierwszy, minęło mi "ciążowe bum" i "jeszcze nic nie mamy, nie zdążymy, przecież ja zaraz rodzę", a po drugie zdałam sobie sprawę z tego, że zamiast pakować torbę, która się zakurzy i na milion procent przez najbliższe 3 miesiące nie przyda, powinnam zacząć prać i prasować Kluskowe ciuszki. No tak, nikt za mnie tego nie zrobi. 

Styczeń nieubłaganie zbliżał się do końca, teoretycznie do porodu zostało około 7 tygodni, a ja miałam wreszcie uszykowane rzeczy do szpitala. Przez uszykowane mam na myśli: wrzucone do łóżeczka Kluski i czekające na swoją kolej. I tak oto stwierdziłam, że okej, fajnie, mam rzeczy do szpitala, ale nie mam w czym tych rzeczy do szpitala zawieźć. Ostatecznie stwierdziłam, że reklamówka z Biedronki też jest spoko i jak już będę musiała na gwałt się spakować to wrzucę wszystko do takiej reklamówki. Na szczęście z pomocą przyszła mi koleżanka, która pożyczyła mi mini walizeczkę, taką jak na bagaż podróżny do samolotu. Fajnie, mam walizkę, ale jak upchać wszystko do tej małej przestrzeni? A może jednak powinnam wziąć wielką walizę podróżną? 

W tamtym momencie stwierdziłam, że jeszcze jest stanowczo za wcześnie na zmartwienia tego typu, i że na milion procent zdążę się zastanowić w co i kiedy się spakować. 

I tutaj akcja się robi znacznie ciekawsza. Na moje szczęście akcja nie moja, na nieszczęście akcja porodowa i to stanowczo za wcześnie. Otóż jedna z moich Marcowych Forumowych Znajomych trafiła do szpitala z zagrożeniem porodem przedwczesnym. Był to bodajże 33-34 tydzień Jej ciąży. Oczywiście wszystkie Marcówki w wielkim szoku, że jak, że za wcześnie, że ma zaciskać poślady, idp., itd., ale o tym kiedy indziej. I to było uczucie jakby mnie trafił grom z jasnego nieba. To mogłam, to wciąż mogę być ja. Jestem już na takim etapie, że rodzić mogę zacząć, za wcześnie, ale mogę. Najwyższa pora się spakować. 

Jeden dzień zajęło mi spakowanie się. W zasadzie to był jeden wieczór, a ściślej mówiąc 20 min + wyprawa do Mojej Mamuśki po kilka niezbędnych elementów mojego szpitalnego ekwipunku. I tak oto jestem, ja Kluskowa Mama w pełni spakowana, zwarta i gotowa na poród i ewentualne przeciwności losu. Jestem spakowana w małą walizkę podróżną na kółkach i na nieco mniejszą torbę na ramię. 

W wielu artykułach, które czytałam o "torbie do szpitala" i w wielu wpisach blogerek spotkałam się z opinią, że fajnie jest mieć dwie torby. Jedną dla mamy, a drugą dla Maluszka. Ostatecznie, stwierdziłam, że w ogóle mi się taki pomysł nie podoba i postanowiłam podzielić moje dwie torby na torbę ciuchową i torbę z artykułami higienicznymi. 

W torbie znajdują się: pieluchy Pampers 1, 1 x podkład na łóżko, 5 x majty jednorazowe, wkładki laktacyjne, smoczek, książeczka "Maluszka czas", papier toaletowy, chusteczki mokre, bepanthen, podkłady poporodowe, książka dla mnie, kubek/sztućce/talerze/ścierka, szampon, żel do mycia(muszę dopakować), masło na rozstępy Palmers(dopakować), pasta do zębów i szczoteczka(dopakować).

I tak oto w walizce są ładnie poukładane ciuchy. Z lewej strony moje na pobyt w szpitalu, z prawej strony ciuszki i tetry dla Kluski na pobyt w szpitalu, a na wierzchu rzeczy typowo na poród. 
W drugiej torbie znalazły się wszelkie możliwe, mniej lub bardziej potrzebne rzeczy do higieny osobistej od podkładów poporodowych, przez Bepanthen, po pieluchy jednorazowe. 

W walizce: 2 x ręcznik duży, 1 x mały ręcznik, kapcie, 2 x koszulka na ramiączkach(zamiast tych typowych do karmienia), 1 x spodnie dresowe, 2 x grube skarpety, 1 x sweterek(zamiast szlafroka bo mój jest biały i mega ciężki mega długi), japonki pod prysznic, otulacz muślinowy, 2 x łapki, 1x skarpetunie, 2 x czapeczka, 1 x flanela, 4 x tetra, 4x body, 2 x śpiochy, 4 x pajac

Ciężko mi było zdecydować się co jest potrzebne, a co nie. Ile kobiet rodzących, tyle opinii. Część oczywiście się pokrywa, ale część jest, jak dla mnie kompletnie z kosmosu. Oczywiście wiele zależy od szpitala, w którym zamierzamy rodzić, ale zazwyczaj jest bardzo podobnie. Ja mogę Wam pokazać moją listę. Skomponowałam ją na podstawie kilku wpisów z różnych blogów, opinii znajomych no i listy ze szkoły rodzenia. 

Planuję jeszcze dopakować: 2 x stanik do karmienia - muszę kupić, lizaki - ponoć przydają się, żeby podnieść cukier kiedy nie można jeść, woda mineralna z dziubkiem - wiadomo, żel/coś do higieny intymnej po porodzie - muszę kupić.

Tak oto jestem zaopatrzona :) Czy mi się wszystko przyda? Na pewno nie. Chcę być jednak zabezpieczona i spokojna psychiczna, że niczego mi nie zabraknie. W końcu pierwszy poród, wielkie przeżycie. No zobaczymy. Tak czy siak, bagażowo jestem gotowa.

A no i dokumenty leżą na komodzie przy drzwiach. Koło kluczy, żeby nie zapomnieć :)

2 komentarze:

  1. zestaw tobołów szpitalnych - tak, wreszcie jakieś miarodajne określenie! ;) Ja widziałam kobiety z plecakami górskimi na plecach podgarbionego przyszłego tatusia plus pękata walizka na kółkach i coś upchanego pod pachami, a wszędzie mówią "torba"
    Mnie na szczęście udało się upchnąć do 1 walizki i jednej siatki i miałam wszystko czego mi/nam było trzeba ;) Byłam z siebie taka dumna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się obawiałam, że będę musiała się spakować w wielką walizę podróżną, że to trzeba jeszcze i tamto. Udało się jednak w całkiem zgrabny sposób spakować. Na upartego mogłabym dużo rzeczy zostawić w domu, ale jakoś tak wolę "na wszelki" je mieć :D

      Usuń

Zostaw po sobie ślad :)