piątek, 11 listopada 2016

Zazdrość.

Często przewija się w sieci temat o tym, jak bardzo, matka matce wilkiem. Niestety jest to dość powszechne zjawisko i wszelkie fora internetowe czy grupy na facebooku aż huczą od tego jak bardzo złą matką jesteś. Ciężko wśród tego chłamu wyróżnić informacje istotne.



Gdy zaszłam w ciążę postawiłam sobie za cel zrównoważone, odpowiedzialne wychowywanie z naciskiem na szczęście mojej latorośli. BANG! Już jestem złą matką. Otóż okazuję się, że "zrównoważone i odpowiedzialne" jest dla wielu ludzi równoważne z "trzymaniem dziecka pod kloszem", a idąc głębiej z "niszczeniem dzieciństwa". Bardzo dużo czasu(chociaż to pojęcie względne) zajęło mi zrozumienie tego, dlaczego według kogoś jestem złą matką. I o to proszę, doszłam do pewnych wniosków.

Na początku należy zacząć od tego, że nikt nie mówił, że będzie łatwo. Świadome i odpowiedzialne rodzicielstwo niesie ze sobą wiele negatywnych konsekwencji dla nas, rodziców. To my zamiast obejrzeć ulubiony serial, czy zamiast pójść na siłownię siedzimy z dzieckiem na macie, budujemy wieżę z klocków i śpiewamy "Ogórek, ogórek, ogórek". To my, rodzice, zamiast spokojnie spijać z koleżanką kawkę przy ploteczkach, podczas gdy kilkumiesięczne dziecko wykonuje swoje pierwsze kliknięcia na smartphonie, siedzimy i po raz kolejny czytamy "Lokomotywę" asekurując jednocześnie nasze dziecko na nocniku. I wreszcie to my, matki, zamiast budzić śpiącego ojca, wstajemy do dziecka i dajemy cyca do konsumpcji mleka. Mimo gryzienia, szczypania i niewygodnej pozycji. Nie jest to wygodne. Ja wiem, sama się irytuję, gdy po raz kolejny wkładam te same puzzle w te same miejsca, gdy nie mogę się napić kawy, mimo, że zasypiam na stojąco i gdy nie mogę w spokoju, samotnie pójść do wc. Nie mówiąc o tym, że męczące jest stanie po 3 dni i gotowanie dziecku obiadków na najbliższe tygodnie, a ból zdartego, po raz kolejny, palca podczas tarkowania jabłuszka na deserek jest nie do opisania.

Mimo wszelkim niedogodnościom dalej stoję przy garach, wstaje w nocy i buduję milionową wieżę. Wiem, że to, że moje dziecko nie ogląda telewizji zaowocuje większą kreatywnością w przyszłości. Każdy zbilansowany posiłek składający się z warzyw i owoców sprawi, że moje dziecko będzie miało mniejsze ryzyko wielu chorób związanych m.in. z nieodpowiednim odżywianiem, a nawyki żywieniowe kształtuje się od małego. No i przede wszystkim wiem, że za 20 lat, gdy moja latorośl wybędzie z domu by sama zakładać rodzinę będę żyła ze świadomością, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy by była dobrym i zdrowym człowiekiem.

Często pojawia się argument, że przecież można łatwiej, że przecież "Ja jadłem słodycze i żyje", "Ja oglądałem telewizję i jestem normalny". Owszem, my robiliśmy to wszystko, ale szczerze? Patrzę na siebie i moich rówieśników i zauważam jak bardzo moje pokolenie jest zepsute. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale jednak. Może i my biegaliśmy po podwórku i mieliśmy zdarte kolana bo wspinaliśmy się na drzewo, żeby zerwać śliwki, ale jednak to my jesteśmy zepsuci. Wielu z nas nie umie zasnąć bez telewizora, wielu z nas nie potrafi siedzieć spokojnie bez zerkania w telefon. Co więcej to od mojego pokolenia zaczęto mówić o chorobach cywilizacyjnych takich jak dysleksja czy dysgrafia a z drugiej strony uzależnienie od słodyczy czy komputera. Czy to o czymś nie świadczy?

Współczesne badania oraz zalecenia takich organizacji jak WHO stawiają sprawę jasno. Nie warto zbyt wcześnie wprowadzać w życie dziecka słodyczy, fastfoodów czy telewizji i komputerów. Po prostu nie warto. Dlaczego więc wielu rodziców jest tak leniwych by się do tego nie zastosować? Dlaczego wielu rodziców woli oskarżyć tych, którzy wybrali lepszą ale trudniejszą drogę rodzicielstwa o to, że "trzymają dziecko pod kloszem i rujnują mu dzieciństwo" bo nie dają przyzwolenia na zachowania i praktyki wpływające niekorzystnie dla ich pociech?

Korzystamy z dobrodziejstw techniki. Używamy najnowszych komputerów i telefonów. Jeździmy co rusz to nowocześniejszymi autami. Korzystajmy więc również z osiągnięć nauki w kwestiach wychowawczych. Skoro nie chcemy używać telefonu z czarno-białym ekranem czy komputera, który działał wolniej niż ja biegam to postępujmy tak samo z metodami wychowawczymi. To że coś zdawało egzamin 20 lat temu, jak my byliśmy mali, nie oznacza, że to dalej jest dobre. Zróbmy pożytek z wiedzy, którą przekazują nam ludzi mądrzejsi. To na prawdę nie boli. Może nie jest proste, ale na pewno nam się zwróci.

Wracając do meritum. Moim zdaniem przyczyna takiego hejtu w stronę rodziców próbujących być odpowiedzialnymi i racjonalnymi rodzicami jest jedna. Zazdrość. Ci wszyscy, którzy tak usilnie próbują wmówić nam, rodzicom, którzy starają się być rozsądni, są najzwyczajniej zazdrośni. Zazdroszczą nam tego, że nie jesteśmy tak leniwi. To my, w dobie internetu i wszelkich "wspomagaczy" potrafimy znaleźć czas i chęci by poświęcić się naszym dzieciom. Nie bójmy się tego robić, a już na pewno nie dajmy sobie wmówić, że robimy źle.

Kluska dalej nie ogląda telewizji i dalej nie je słodyczy. Tak, wstaje o 6 i buduję wieżę z klocków i cierpliwie asekuruję przy nowych odkryciach. Ugotowanie obiadu z królika czy kaczki nie jest łatwe, jeśli samemu się tego nie je ale jest do zrobienia. Nie, dalej nie popieram klapsów jako metody wychowawczej.


1 komentarz:

  1. Myśle, że dopóki dziecko jest szczęśliwe i
    Rozwija sie poprawnie, to wychowanie jest dobre. Każda rodzina ma swoją specyfikę i znajduje swoje rozwiązania. Ktoś kto karmi piersią nie jest lepszy od rodzica karmiacego mm. Nie jest gorsza mama która da dziecku "kupny" słoiczek od mamy karmiącej wg BLW Myśle ze nie warto tak oceniać sie wzajemnie, bo mamy powinny sie wspierać w swoich wyborach. Mogą sobie doradzać i wymieniać sie poglądami ale nie atakować Rodzicielstwo i tak jest pełne wyzwań... Nie warto dodatkowo tego sobie utrudniać animozjami.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad :)